Z folii odarta: Dominion II edycja
Rok po tym, kiedy na polski rynek wróciła w odświeżonej wersji podstawa Dominiona (o czym miałem przyjemność rozpisywać się tu), na światowym rynku pojawiła się druga edycja tej, klasycznej już, karcianki. Mamy rok 2018 i niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy też drugą edycję Dominiona mają. W swym, rzecz jasna, a nie gęsim ;-), języku.
Jak zawsze, w przypadku odświeżenia danego tytułu, pojawia się podszyte lekkim niepokojem pytanie (zwłaszcza jeśli jest się posiadaczem poprzedniej edycji), czy warto przesiadać się na nowy model? Odpowiedzi na nie pozwolę sobie udzielić na końcu tego tekstu, a tymczasem zapraszam na prezentację nowej wersji i omówienie zmian.
Analiza ilustracji na pudełkach (zbyt daleko idąca)
Już porównanie frontów pudełek pierwszej i drugiej edycji prowadzi do ciekawych „wniosków”. W obu przypadkach oko cieszą piękne ilustracje autorstwa Tomasza Jędruszka, utrzymane w średniowiecznym klimacie. Na obu celem wędrówki jest majestatyczny zamek, a po drodze zespół mieszkalnych i usługowych budynków podzamcza. Jednak o ile na pierwszym ten piękny widok podziwia stojący na skale, zakuty w zbroję, pojedynczy rycerz, o tyle na drugim widzimy fragment orszaku rycerskiego, dochodzącego do podzamcza. Co ciekawe, zakładając, że na obu ilustracjach zatrzymano czas w tym samym momencie, ich bohaterowie mogą się wzajemnie zobaczyć, gdyby odpowiednio odwrócą głowę. Interpretacja powyższych faktów jest oczywista. Pierwsza edycja to pierwsza gra z serii, jeszcze nieświadoma ogromu przygód, jaki ja spotka. Stąd pojedynczy rycerz. A druga, to już powrót z długiej wędrówki, podczas której do naszego bohatera dołączyły inne zacne persony, czyli właśnie kolejne gry z serii, z którymi wiele już przeżył.
Dalsze zmiany na poziomie estetycznym…
…są zasadniczo dwie. Pierwsza z nich to karta Śmietniska, która niczym Pluton miano planety 12 lat temu, straciła w nowej edycji miano karty. Ale tylko dlatego, że zrobiła się grubsza i większa, stając się poważną podkładką. I muszę przyznać, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. Oczywiście, nie oszukujmy się, karta czy podkładka Śmietniska to tylko miły gadżet bez którego spokojnie może się obyć każda rozgrywka Dominiona. Ale jak już coś ma wyznaczać na stole miejsce na wyrzucanie kart z gry, to taką funkcję dużo lepiej spełnia słusznych rozmiarów podkładka, której nie przykryją odrzucane na nią w nieładzie karty.
Drugą zmianą estetyczną są nowe grafiki na 6 kartach królestwa. I nowe ich nazwy. I opisy, czyli działanie. I dodatkowo jeden nowy wzór karty królestwa.
Ale o co cho…?
Właściwie druga zmiana estetyczna to tak naprawdę zmiana mechaniczno-merytorczyna i całe sedno drugiej edycji: 6 wzorów kart królestwa odeszło na emeryturę, a w ich miejsce pojawiło się 7 świeżaków. Panie i Panowie, mam zaszczyt przedstawić nowe postaci, zatrudnione na czas nieokreślony w Centrali Korporacji Dominion. Jednocześnie pragnę podziękować naszym wieloletnim pracownikom (ponieważ pod ręką nie miałem pierwszej, nowej, polskiej edycji Dominiona, porównuję stare karty z pierwszej edycji angielskiej z nowymi z drugiej edycji polskiej).
Wbrew temu, co sugerują reklamy, stylówka na drwala już nie jest w modzie. Teraz wypada się gładko golić, nosić opaskę na głowie i skórzane ochraniacze na przedramieniach. I być kobietą. Uprawianie łucznictwa jest przy tym mile widziane. Słowem, teraz wypada być Kłusownikiem. Od strony mechanicznej mamy dodatkowe: kartę, akcję i monetę. Koszt nabycia: 4 monety, z dodatkowym kosztem w postaci konieczności odrzucania kart/-y pod koniec gry (gdy zaczną wyczerpywać się stosy w zasobach). Jest więc dynamicznie i ekonomicznie, za rozsądną cenę zakupu.
Miejsce chwilowej Uczty zajął z kolei zapewniający stałe korzyści Rękodzielnik. Jest o połowę droższy, ale zamiast jednorazowego (Uczta szybko kończyła na Śmietnisku) zyskania karty o wartości do 5 monet, pozwala zyskiwać takie karty wiele razy (tj. tyle, ile razy go zagramy), choć za drobną cenę spowalniania obrotu całej talii (konieczność odłożenia jednej karty z ręki na wierzch talii).
Wasal, tak samo jak Kanclerz, nadal daje dodatkowe dwie monety w fazie zakupów. Koszt jego nabycia jest również identyczny. Jednak zamiast stosunkowo rzadko stosowanej możliwości odłożenia całej talii na stos kart odrzuconych, zawsze odrzucamy jedną kartę z wierzchu talii, co oczywiście delikatnie przyspiesza jej obrót. Mało tego, jeśli odrzucaną jest karta akcji (co zazwyczaj byłoby bolesne), możemy ją zagrać (czyli zyskujemy dodatkową akcję na zagranie tej karty akcji). Kontrakt lenny okazuje się więc bardziej korzystny niż nudna posada kanclerza.
Kolejna zmiana profesji, to delegalizacja szpiegostwa i budowa etosu wartownika. Trzon działania pozostaje ten sam (dodatkowa karta i akcja), natomiast słusznie pożegnano dotychczasowe szpiegowanie kart przeciwników i swoich. Wbrew pozorom, działanie to było dla przeciwników całkiem korzystne. Przy pozostawieniu podejrzanej karty na górze talii, wiedzieli, co tam mają. Przy jej odrzuceniu, chociaż uniemożliwialiśmy im zagranie dobrej karty, jednocześnie pomagaliśmy im przewijać talię. Zamiast tego, już jako Wartownik, odkrywamy dwie karty z wierzchu swojej talii i robimy z każdą z nich, co chcemy (odrzucamy, wyrzucamy na Śmietnisko lub kładziemy z powrotem na górze talii w dowolnej kolejności). Jedna z moich ulubionych nowych kart.
Kolejną zdelegalizowaną profesją jest złodziejstwo. Zgodnie z nowoczesnymi trendami, teraz na czasie jest bandytyzm. I trzeba przyznać, że bycie Bandytą się bardziej opłaca. A to dlatego, że od razu dostajemy złoto, co w przypadku Złodzieja nie było pewne i zależało od tego, jakie nominały posiadali przeciwnicy. Poza tym przeciwnicy zmuszeni są odrzucić na Śmietnisko jedną z odkrytych kart skarbu, inną niż miedziaki (Konrad Stępień, dzięki za zwrócenie uwagi na błąd w niniejszym tekście). Nie da się ukryć, że Bandyta w trakcie rozgrywki nadaje je dużej dynamiki, potrafi być mocno dokuczliwy i nie pozwala przeciwnikom na przeciąganie gry.
Ostatnią postacią, które odeszła na zasłużoną emeryturę jest Odkrywca, który drogo sobie liczył za podpisanie z nim kontraktu. W jego miejsce pojawiły się dwie karty. Pierwsza z nich, Zwiastun, oprócz standardowego trzonu: dodatkowa karta i akcja, pozwala wygrzebać ze stosu kart odrzuconych jedną kartę i położyć ją na górze talii. Druga z nich, Kupiec, również poza standardem karciano-akcyjnym, świetnie wspiera strategię, w której kupujemy dużo srebrników (dostajemy +1 monetę do pierwszego zagranego srebrnika).
I to by było na tyle, jeśli chodzi o zmiany w nowej edycji podstawy Dominiona. Czas więc na…
Podsumowanie
Mimo upływu 10 lat (dla przypomnienia, pierwsza edycja gry pojawiła się w 2008 r.), Dominion to ciągle żywa legenda, która pozwala na długie godziny świetnej zabawy, zarówno dla nowych graczy (dzięki prostym zasadom), jak i tych zaawansowanych (dzięki głębi rozgrywki i losowym kombinacjom startowym kart). Sam posiadam aktualnie 4 jej części (II edycja podstawki, Złoty Wiek, Imperium oraz Adventures) i mają one stałe miejsce na półce z grami, którego szybko nie opuszczą. Zresztą, muszę się przyznać, że kupiłem sobie specjalną torbę do transportu planszówek w pozycji poziomej, właśnie ze względu na chęć noszenia Dominionów na spotkania planszówkowe. A te są (Dominiony, nie spotkania) wyjątkowo wredne, jeśli zrobi się im przykrość i postawi się je w pozycji pionowej. Włączają wtedy w środku pudełka tryb „tornado”, który powoduje, że karty wypadają ze swoich plastikowych przegródek i balują do upadłego. Po czymś takim konieczność zrobienia porządków w pudełku gwarantowana.
Pora jednak wrócić do obiecanej na początku tego tekstu odpowiedzi na pytanie, czy warto zamieniać pierwszą (nową) polską edycję podstawy Dominiona na drugą. Moim zdaniem, o ile nie jesteś zapalonym fanem i koniecznie chcesz ograć nowe 7 postaci, odpowiedź brzmi: nie. Pierwsza edycja wygląda równie pięknie, zamiana karty Śmietniska na podkładkę to tylko miły dodatek, a 6 starych wzorów kart królestwa (z 25 będących w pierwszej edycji) nie stało się nagle niegrywalnych. Dlatego mając chęć na więcej, lepiej kupić jeden z dodatków (a tych aktualnie w wersji polskiej mamy aż 4: Intryga, Przystań, Złoty Wiek i Imperium) i cieszyć się dodatkowymi możliwościami, pomysłami i większą regrywalnością. Dlatego też uważam, że druga edycja Dominiona to świetny produkt. Na rynek trafia lekko odświeżona, pod względem wizualnym i mechanicznym (nowe karty są ciekawsze i bardziej dynamiczne w działaniu), podstawa tego cyklu, która jednocześnie nie powoduje poczucia rozczarowania i zgrzytania zębami u posiadaczy pierwszej edycji.
Dziękuję Wydawnictwu Games Factory za przekazanie gry do prezentacji.